Wreszcie odzyskałam spokój. Dobrze
wiesz, tylko przy tobie czuję się bezpiecznie. Otuliłeś mnie swoimi dużymi
ramionami i zapewniłeś: Nigdzie indziej nie będzie nam lepiej, uwierz mi
kochanie.
Wcale nie zaoponowałam, bo dla
mnie nie ma większego znaczenia gdzie, ważne z kim. Odkąd wyjechałeś, nieustannie,
choć po cichu i nieśmiało towarzyszyła mi myśl
o zamieszkaniu na stałe w obcym kraju. Zielona Wyspa jak Wyspa Nadziei zaczęła kusić nas swoimi wdziękami.
o zamieszkaniu na stałe w obcym kraju. Zielona Wyspa jak Wyspa Nadziei zaczęła kusić nas swoimi wdziękami.
Przeżyliśmy nasz pierwszy lot
samolotem. Każdy z nas inaczej, na swój własny sposób. Ewie stopy ze strachu
spociły się tak bardzo, że skarpetki można było wykręcać. Olek trzy razy
przećwiczył awaryjne lądowanie podążając za instrukcjami stewardes i obrazkami
umieszczonymi na siedzeniach. Tylko Amelka zdawała się niewiele rozumieć z całego
przedsięwzięcia. Dla niej liczył się jedynie wyjazd do taty. Cała reszta nie
miała żadnego znaczenia. Ze mną było podobnie. Nie dawałam sobie rady z
długotrwałą rozłąką.
Irlandia zauroczyła nas od pierwszego
zejścia z pokładu samolotu. Pod osłoną nocy przechodziliśmy przez celnicze
bramki obsadzone uśmiechniętymi od ucha do ucha urzędnikami. Na drugi dzień z
samego rana udaliśmy się do miasta. Nigdy w życiu nie widziałam jeszcze tyle
zieleni. Wicklow, w którym mieszkałeś
nazywane Ogrodem Irlandii wyróżniało się masą traw, krzewów
i kwiatów rozciągających się po okolicy. To właśnie tu ogrodnicy mają najwięcej pracy i dumni są ze swoich dobrze prowadzonych dużych ogrodów, małych ogródeczków, czy też ogromnych ogródasów .
i kwiatów rozciągających się po okolicy. To właśnie tu ogrodnicy mają najwięcej pracy i dumni są ze swoich dobrze prowadzonych dużych ogrodów, małych ogródeczków, czy też ogromnych ogródasów .
W tej niewielkiej miejscowości
położonej na wschodnim wybrzeżu
Irlandii, nad brzegiem Morza Irlandzkiego od początku czułam się naprawdę dobrze. Z każdej strony otaczała mnie
przyjazna aura bijąca nie tylko od malowniczych krajobrazów, lecz także od
przyjaznych, niezwykle sympatycznych Irlandczyków. Rozkoszowałam się ciepłem domu, który wynajmowałeś. Położony na wzgórzu
z bajecznym widokiem na góry i
morze pozwalał czuć się bezpiecznie. To zupełnie tak jak sobie wymarzyliśmy. I
góry i morze. Czy można chcieć więcej?
Więcej oznaczałoby tak wiele, że nie dalibyśmy rady udźwignąć. Więcej byłoby
zdecydowanie za dużo. Może lepiej pozostać przy tej odrobince, której dane nam
było doświadczyć, byle nie przesadzić, nie przedobrzyć, by zachować umiar.
Dni mijały w zastraszająco szybkim
tempie. Spodobała mi się ta nasza codzienna rutyna. Co rano wychodziłeś do
pracy, a ja z dziećmi czekaliśmy aż wrócisz do domu. Starałam się pokazać
naszym pociechom Irlandię z jak najlepszej strony, jakbym chciała przekonać ich
do naszego nowego domu. Zaczęliśmy przebąkiwać im o możliwości przeprowadzenia
się tu na zawsze. Udzielił im się nasz entuzjazm. Rozglądaliśmy się
w poszukiwaniu najodpowiedniejszej szkoły, takiej, która ułatwiłaby im zaklimatyzowanie się
i zaakceptowanie nowej rzeczywistości, co tylko z pozoru wydawać by się mogło łatwym. Zdawaliśmy sobie sprawę z wynikających z tego faktu trudności. Bilans strat i zysków przekonywał nas, że jednak warto. Szukaliśmy argumentów, które popchnęłyby nas w stronę podjęcia ryzyka.
w poszukiwaniu najodpowiedniejszej szkoły, takiej, która ułatwiłaby im zaklimatyzowanie się
i zaakceptowanie nowej rzeczywistości, co tylko z pozoru wydawać by się mogło łatwym. Zdawaliśmy sobie sprawę z wynikających z tego faktu trudności. Bilans strat i zysków przekonywał nas, że jednak warto. Szukaliśmy argumentów, które popchnęłyby nas w stronę podjęcia ryzyka.
Mnie osobiście czekała praca nad
sobą. Sama siebie musiałam przekonać, że warto, że nie ma w tym nic trudnego.
Wyobrażałam sobie, jak idę do szefowej i składam wypowiedzenie
z pracy dającej mi wiele satysfakcji zawodowej i zabezpieczenie. W tej chwili nie liczyło się nic poza potrzebą bycia razem. Pragnęłam mieć męża tuż obok, na wyciągnięcie ręki, nie tylko przez telefon. Wiedziałam, że dzieci cię potrzebują. Tu i teraz emigracja była jedynym sensownym rozwiązaniem i o ile ty zdążyłeś już do tej myśli przywyknąć, dla pozostałych członków naszej rodziny perspektywa opuszczenia naszego małego świata w Polsce wcale nie była bezbolesna. Ja miałam swoją pracę, dzieci swoich przyjaciół, szkołę, ulubioną ławkę w parku, ukochane miejsca spacerowe, przytulne pokoje w naszym domku.
z pracy dającej mi wiele satysfakcji zawodowej i zabezpieczenie. W tej chwili nie liczyło się nic poza potrzebą bycia razem. Pragnęłam mieć męża tuż obok, na wyciągnięcie ręki, nie tylko przez telefon. Wiedziałam, że dzieci cię potrzebują. Tu i teraz emigracja była jedynym sensownym rozwiązaniem i o ile ty zdążyłeś już do tej myśli przywyknąć, dla pozostałych członków naszej rodziny perspektywa opuszczenia naszego małego świata w Polsce wcale nie była bezbolesna. Ja miałam swoją pracę, dzieci swoich przyjaciół, szkołę, ulubioną ławkę w parku, ukochane miejsca spacerowe, przytulne pokoje w naszym domku.
Irlandia miała nam wiele do
zaoferowania, lecz te same rzeczy tu i tam miały zupełnie inne znaczenie, inną rangę i
jakże inne usposobienie. Te same gesty tu i tam interpretowane były zgoła inaczej. Musielibyśmy nauczyć się żyć od
nowa.
Podobno wszystko co dobre szybko się
kończy. Równie szybko minął czas dwumiesięcznego urlopu spędzonego u twego
boku. Przerwa świąteczna i ferie zimowe dobiegły końca. Dla mnie
i dzieci nadszedł czas powrotu do kraju. Idylla skończyła się nazbyt niespodziewanie, choć była zaplanowana na tak krótki odcinek czasu i od początku wiedzieliśmy, że skończyć się musi. Znów stanęła przed nami perspektywa tęsknoty, bólu, samotności.
i dzieci nadszedł czas powrotu do kraju. Idylla skończyła się nazbyt niespodziewanie, choć była zaplanowana na tak krótki odcinek czasu i od początku wiedzieliśmy, że skończyć się musi. Znów stanęła przed nami perspektywa tęsknoty, bólu, samotności.
Na lotnisku dzieci nie chciały się od ciebie
odkleić. Staliśmy tam wszyscy zalewając się łzami
i wtulając się w siebie nawzajem. Olek spojrzał na ciebie z poważną miną i z nadzieją w głosie, że może się uda, poprosił: „Tatusiu, leć z nami do domu, proszę, proszę, proszę. Leć z nami”. Przytuliłeś nas wszystkich jeszcze raz bardzo mocno. Ty też wtedy płakałeś. Obiecałeś, że przylecisz na Wielkanoc, czyli za jakieś dwa miesiące. Wtedy już wiedziałam, zdałam sobie sprawę, że dłużej tak nie mogę, że nie chcę i nie potrafię wytłumaczyć tego co się z nami dzieje naszym dzieciom. Jak długo można żyć w takim zawieszeniu? Podjęłam decyzję.
i wtulając się w siebie nawzajem. Olek spojrzał na ciebie z poważną miną i z nadzieją w głosie, że może się uda, poprosił: „Tatusiu, leć z nami do domu, proszę, proszę, proszę. Leć z nami”. Przytuliłeś nas wszystkich jeszcze raz bardzo mocno. Ty też wtedy płakałeś. Obiecałeś, że przylecisz na Wielkanoc, czyli za jakieś dwa miesiące. Wtedy już wiedziałam, zdałam sobie sprawę, że dłużej tak nie mogę, że nie chcę i nie potrafię wytłumaczyć tego co się z nami dzieje naszym dzieciom. Jak długo można żyć w takim zawieszeniu? Podjęłam decyzję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz